![]() | Dzisiaj | 250 |
![]() | Wczoraj | 1735 |
![]() | Ubiegły tydzień | 11302 |
![]() | Ten miesiąc | 29269 |
![]() | Ubiegły miesiąc | 65983 |
![]() | Od 2004 r. | 5375135 |
46 gości


Grupa Modlitwy Ojca Pio
Grupy Modlitwy założył Ojciec Pio w 1947r. jako odpowiedź na wezwanie Papieża Piusa XII, by modlitwą zwyciężać zło na świecie. W dniu kanonizacji Ojca Pio - 16 czerwca 2002r. - istniało 2500 Grup Modlitwy
w 35 krajach świata.
Grupa Modlitwy Ojca Pio powstała przy Parafii p.w. Ducha Świętego we Wrocławiu we wrześniu 2006 roku. Zrzesza nie tylko czcicieli Ojca Pio z naszej parafii, ale i z sąsiednich.
W dniu 09.02. 2008 r. Arcybiskup Metropolita Wrocławski Marian Gołębiewski oficjalnie zatwierdził działalność naszej grupy.
Moderator G.M.O. Pio O. Bogusław Piechuta w dniu 25.05.2008 r. przekazał naszej parafii relikwie św. O. Pio oraz poświęcony został obraz Świętego.
Zarząd Grupy stanowią:
- Dyrektor duchowy – Ks. Kanonik mgr Czesław Mazur
- Asystent duchowy – Ks. Bartosz Kasprzyszak
- Animator Grupy – Bogusława Biernat
- Wice-animator Grupy – Maria Majdziak
- Sekretarz – Agnieszka Ziaja
- Skarbnik – Krystyna Fiałkiewicz
Osobiste obowiązki w Grupie Modlitwy Ojca Pio:
"Grupy Modlitewne i Dom Ulgi w Cierpieniu: oto dwa znamienne dary, które pozostawił nam ojciec Pio. Zostały one założone, aby być w świecie jaśniejącymi pochodniami miłości" - mówił po beatyfikacji Jan Paweł II.
Papież Pius XII w czasie II wojny światowej zaapelował do katolików o modlitwę w intencji uratowania świata. "Zakasajmy rękawy. Jako pierwsi odpowiedzmy na apel Wikariusza Chrystusowego!" - powiedział ojciec Pio. Tak w 1947 roku zrodziły się Grupy Modlitwy. Ich założyciel nakreślił następujący program duchowy: "Jeśli jesteście moimi dziećmi, módlcie się co wieczór w gronie rodzinnym. Odmawiajcie święty różaniec ku czci Madonny. Raz na tydzień, a przynajmniej raz w miesiącu, gromadźcie się w kościele, odmawiajcie Różaniec, uczestniczcie pobożnie we Mszy św., słuchajcie i rozważajcie Słowo Boże i żyjcie Nim; wspólnie przystępujcie do Komunii św., adorujcie, jeśli to możliwe, choć przez godzinę Jezusa w Najświętszym Sakramencie".
Przywilejem członków Grupy jest to, że stają się duchowymi synami i córkami OJCA PIO i zostają objęci Jego opieką z nieba. Obiecał to Ojciec Pio, gdy mówił: "Przyjmuję cię chętnie za mego syna duchowego, ale pod warunkiem, że będziesz zawsze szlachetnie postępował i dawał dobry przykład życia chrześcijańskiego".
Zgodnie ze wskazaniami Ojca Pio, uczestnik Grupy Modlitewnej powinien:
- Każdego wieczoru (lub w ciągu dnia) odmówić jakąś dowolną modlitwę w aktualnych intencjach.
- Raz w miesiącu spotkać się z innymi członkami Grupy, w kościele na Mszy św.
- Przynajmniej raz w tygodniu, a najlepiej częściej, przeczytać fragment Pisma św. i wyciągnąć dla swego życia dobre postanowienia.
- Starać się żyć w łasce uświęcającej. Wolność od grzechu ciężkiego upoważnia do posilania się Ciałem Chrystusa w Komunii św.
- Przynajmniej raz w miesiącu poświęcić trochę czasu na modlitwę adoracyjną przed Najśw. Sakramentem wystawionym w monstrancji albo obecnym w tabernakulum.
- Starać się praktykować w otoczeniu bratnią miłość.
- W miarę swoich możliwości włączyć się w spełnianie dobrych dzieł. Modlitwa znajduje swoje dopełnienie w dziełach miłości.
Nasze spotkania:
Spotykamy się dwa razy w miesiącu:
- w drugą niedzielę każdego miesiąca o godz. 15.00 - w salce nr 2;
- 23-go dnia każdego miesiąca o godz. 18.00 - spotykamy się na wspólnym sprawowaniu Najświętszej Ofiary (Msza św. ku czci św. Ojca Pio w intencji wszystkich czcicieli).
- Grupa prowadzi Adorację Najświętszego Sakramentu w każdą pierwszą niedzielę miesiąca od godz. 15.00 do 17.00.
Intencje, w których będziemy się modlić, można składać do wystawionego koszyczka przed Mszą świętą o godz. 1800 każdego 23-go dnia miesiąca.
Jeśli chcesz się zapisać do Grupy Modlitwy Ojca Pio przy Parafii p.w. Ducha Świętego we Wrocławiu to przyjdź na nasze spotkania, a tam otrzymasz informację, co robić dalej –
ZAPRASZAMY !
Kontakt: tel.: 0692676659 / e-mail:
Adres poczty elektronicznej jest chroniony przed robotami spamującymi. W przeglądarce musi być włączona obsługa JavaScript, żeby go zobaczyć.
OJCIEC PIO
Życiorys
Urodził się w Pietrelcina, niedaleko Neapolu dnia 25 maja 1887 roku jako Francesco Forgione. W 1903 w wieku lat 16 wstąpił do zakonu kapucynów i przyjął imię Pio – co znaczy pobożny. 1910 został wyświęcony na kapłana kościoła rzymskokatolickiego.
Według relacji świadków 20 września 1918 pojawiły się stygmaty na jego dłoniach, stopach i na boku. Na polecenie przełożonych i papieża został wielokrotnie poddawany badaniom lekarskim, które nie potwierdzały ingerencji osób trzecich czy prób samookaleczenia. Stygmaty na jego ciele utrzymywały się przez 50 lat, do chwili śmierci.
W latach 1923 – 1933 decyzją Kongregacji Świętego Oficjum był pozbawiony uprawnienia do publicznego odprawiania mszy świętej.
Popularność zyskał wśród pielgrzymów, którzy przybywali do San Giovanni Rotondo celem uzyskania sakramentu spowiedzi za jego pośrednictwem.
Dzień przed 50-tą rocznicą uzyskania stygmatów jego zdrowie uległo gwałtownemu załamaniu. Osłabł podczas prowadzenia mszy świętej. Zmarł o godz. 2.30 23 września 1968 w wieku lat 81. Według relacji świadków przed zgonem miał powtarzać dwa słowa: Jezus, Maryja. A jego ostatnie zdanie miało brzmieć: Widziałem na tej ziemi dwie matki, co świadkom przywodziło na myśl jego biologiczną matkę i Matkę Boską którą miał widzieć w objawieniach.
Ciało Ojca Pio zostało pogrzebane 26 września 1968 w krypcie kościoła Matki Bożej Łaskawej w San Giovanni Rotondo.
2 maja 1999 został beatyfikowany a 16 czerwca 2002 kanonizowany przez papieża Jana Pawła II.
W szkole św. Ojca Pio
Bardzo dużo Aniołów odwiedzało Ojca Pio, ponieważ wielu ludzi zgodnie z jego apelem wyręczało się aniołami w przesłaniu jemu ważnych wiadomości. Aniołowie jak kurierzy przynosili Mu miedzy innymi informacje o niebezpiecznych okolicznościach zagrażających ludziom, o ich potrzebach i niepokojach.
Aniołowie docierali do Ojca Pio z najdalszych zakątków świata i o różnej porze. Często, gdy popadał w zadumę pytano: „O czym myślisz, Ojcze?” – „Akurat teraz rozmawiam z Aniołem Stróżem” –odpowiadał.
Kiedyś jedna ze znajomych Ojca Pio zapytała: „Ojcze, był u Ciebie mój Anioł Stróż? Przekazałam nim Ojcu informację. Co mój Anioł powiedział Ojcu?” – „Jasne, że był u mnie, bo jest grzeczniejszy od Ciebie i posłuszniejszy od Ciebie.” - odpowiedział z uśmiechem na twarzy Ojciec Pio. Po czym słowo po słowie powtórzył to co powiedział Anioł.
Jego własny Anioł Stróż był także tłumaczem języków obcych, a także dialektów. Pomagał Ojcu Pio w spowiadaniu obcokrajowców i władców, którzy przybywali do konfesjonałów spoza Apulii i nie znali „szkolnego” języka włoskiego lub posługiwali się tylko miejscowy dialektem.
„Niech Anioł Boga Wam towarzyszy” – mówił często Ojciec Pio.
Opracowała B.B
„Odmawiajcie zawsze różaniec” – zalecenie św. Ojca Pio
„Różaniec jest bronią, dzięki której pokonuje się złego ducha i otrzymuje wielkie łaski.”
/Św. Ojciec Pio/
Słowo „różaniec” pochodzi z łacińskiego słowa „rosarium”, które oznacza ogród różany. Zatem, ilekroć odmawiamy różaniec, obdarowujemy Matkę Bożą pękiem róż, bukietem najpiękniejszy modlitw, połączonych z medytacją nad tajemnicą naszego zbawienia.
Różaniec można nazwać królową modlitw, gdyż jest skrócona wersja Ewangelii. Ta najprostsza, a jednocześnie najpiękniejsza forma modlitwy stanowi potężną broń w walce ze złem, jest drogą wyproszenia wielu łask, nie tylko dla siebie i bliskich, ale również dla dusz w czyśćcu cierpiących.
Gdy na dwa dni przed swoją śmiercią zapytano O.Pio, co miałby ważnego do przekazania ludziom, odpowiedział: „Chciałbym zaprosić wszystkich grzeszników z całego świata, aby kochali Matkę Bożą.
Odmawiajcie zawsze różaniec. I odmawiajcie go tak często, jak tylko możecie. Szatan stara się zawsze zniszczyć tę modlitwę, ale to mu się nigdy nie uda. To jest modlitwa Tej, która króluje nad wszystkim i wszystkimi. To Ona nauczyła nas modlić się na różańcu, tak jak Jezus nauczył nas mówić "Ojcze nasz”.
Opracowała: B.B
Modlić się to zwracać się do Boga. Jeżeli się nie modlisz, to zwracasz się ku sobie samemu. Jeżeli przestałeś się modlić, możesz nie spotkać Jezusa Chrystusa. I nie usłyszysz Go mówiącego do ciebie przez wydarzenia twego życia. Żeby Go widzieć i rozumieć, trzeba na Niego patrzeć, słyszeć Go w codziennych spotkaniach.
Bardzo często modlić się to dla ciebie znaczy prosić. Tymczasem modlić się to stanąć bezinteresownie przed Bogiem, mówiąc: „Ojcze nasz, któryś jest w niebie, świeć się imię Twoje (…)”. „Stracić czas” bezinteresownie w Jego obecności, to uczynić akt wiary, uwielbienia i miłości, a to jest podstawą modlitwy.
Bardzo często modlić się to dla ciebie otrzymywać. Tymczasem modlić się to także ofiarowywać. Ofiarowywać życie świata, swoje życie, samego siebie. Z twojej strony modlitwa ma wartość dzięki wysiłkowi, jakiego wymaga. Ze strony Boga – dzięki działaniu w tobie Ducha Świętego. Niech twoja modlitwa będzie systematyczna. Bóg jest zawsze obecny, zawsze kocha i czeka.
W miarę jak wzrasta miłość, coraz mniej potrzeba gestów i słów, s coraz więcej milczenia. Twoja modlitwa z czasem także się uprości. Nie będziesz się modlił mniej głęboko, jeżeli przestaniesz na modlitwie mówić. Przeciwnie, lepiej się będziesz modlił, jeżeli chętniej będziesz po prostu patrzył, kochał w milczeniu, słuchał sercem.
„Podczas modlitwy przebywaj w obecności Boga dla dwu zasadniczych powodów.
Po pierwsze, by oddać Bogu cześć i uszanowanie, należne z naszej strony, i można to czynić, gdy Bóg do nas nie mówi i my nie mówimy do Niego, ponieważ powinność tę już spełniamy uznając, ze On jest naszym Bogiem, a my zaś nędznymi stworzeniami, które korzą się przed Jego obliczem, nawet gdy do nas nie mówi.
Drugim powodem, dla którego stajemy na modlitwie w obecności Boga, jest to by mówić do Niego i słuchać Jego głosu w udzielanych nam natchnieniach i oświeceniach wewnętrznych; zwykle czyni się to z największym upodobaniem, ponieważ wielką jest dla nas łaską mówić do pana tak wielkiego, a On w odpowiedzi rozlewa nad nami tysiące balsamów i drogocennych wonności, które napełniają duszę wielką słodyczą, kiedy słucha Jego poleceń.
Święty dar modlitwy spoczywa w prawicy Zbawiciela i w miarę jak ogałacasz się z siebie, to znaczy z miłości ku swemu ciału i swojej woli, a zakorzeniasz się w świętej pokorze, Pan udzielać go będzie twemu sercu.
(FS)” – Ojciec Pio
Ktokolwiek widział i znał O. Pio zapewnia, że ten, który mawiał o sobie: „Jestem tylko bratem, który się modli”, właściwie zawsze się modlił. Sam zresztą zwierzył się swemu duchowemu kierownikowi: „Modlę się nieustannie”.
Umiłowanie modlitwy, pojmowane jako żywa rozmowa z Osobą, głębokiego wyczucia jej najistotniejszego sensu, nie chował tylko dla siebie. Od początku swego życia zakonnego kierował życiem duchowym wielu ludzi - swoich jak ich nazywał córek i synów. Co tydzień w San Giovanni Rotondo gromadziły się grupy wiernych, z którymi spędzał całe godziny na modlitwie.
Trwała zima 1942 roku, II wojna światowa niszczyła Włochy, Europę i świat. 17 lutego tegoż roku papież Pius XII skierował do wszystkich chrześcijan wezwanie, aby jednoczyć się na wspólnej modlitwie o pokój. „Weźmy się do roboty, zawińmy rękawy. Jako pierwsi odpowiedzmy na apel Wikariusza Chrystusowego” – prosił O. Pio.
I tak zrodziły się Grupy modlitwy. Program i cel ich działania tak określił ich założyciel: „Są to szkółki wiary, ogniska miłości, w których sam Chrystus przebywa za każdym razem, gdy ich członkowie gromadzą się na modlitwie i braterskiej uczcie miłości, pod kierownictwem duchowych pasterzy i kierowników.”
To malutkie ewangeliczne ziarno szybko wyrosło stając się płodnym drzewem. W przed dzień śmierci O. Pio, w 1968 roku, działało 726 zorganizowanych Grup Modlitwy w około 20 krajach, gromadząc 68 tys. członków. Minęło 39 lat od jego śmierci. Za życia jeszcze zapowiedział, iż nie wejdzie do nieba, lecz pozostanie u jego wrót, póki ostatnia jego córka duchowa i syn nie wejdą razem z nim. W innych słowach mówił: „Po śmierci uczynię jeszcze więcej niż za życia.”
Dziś św. Ojciec Pio jest jednym z najbardziej znanych i czczonych świętych współczesnych czasów. Grupy Modlitwy rozprzestrzeniły się po świecie i dziś jest ich ok. 3 tys. porozrzucanych po wszystkich kontynentach. W Polsce jest ok. 170 grup – stan na koniec 2005 roku. Nasza grupa jest jedną z nich. 23 września 2006 roku zostaliśmy włączeni w nurt modlitwy płynącej do nieba za pośrednictwem O. Pio. Potężna to moc modlitwy, jeżeli spojrzymy na ten fakt oczyma głębokiej wiary. Czy uświadamiamy sobie siłę modlitwy wspólnotowej, czy prosimy Boga, wykazując wystarczający wysiłek, aby z pokora zaufać?
O. Pio radził: „Kiedy duszą zawładną wątpliwości, brak zaufania, lek cierpienia, wtedy bardziej niż kiedykolwiek trzeba uciekać się do Pana Boga w modlitwie i znaleźć w niej pomoc i umocnienie”. Warto przy tej okazji postawić pytanie: jak ja się modlę, czy umiem się modlić? Czy umiem zaakceptować wypowiadane przez siebie słowa, choćby te: „Bądź wola Twoja …”
„Bądź spokojny we wszystkim, co odnosi się do Twojego ducha” – radzi O. Pio. „Staraj się nieustannie składać Panu w ofierze własne życie i wszystko, co tylko potrafisz znieść i wytrzymać, a Jezus dopełni reszty… Mów często do naszego Pana: „O Boże, Ty jesteś moim Bogiem, a ja w Tobie pokładam nadzieję. Bądź zawsze ze mną i pozostań moja ucieczką a nie będę się lękał niczego.”
Opracowała: B.B
Modlitwa – dialog serc.
Modlić się to zwrócić się ku Bogu. Jeżeli się nie modlisz, to zwracasz się ku sobie samemu. Jeżeli przestałeś się modlić, możesz nie spotkać Jezusa Chrystusa. I nie usłyszysz Go mówiącego do ciebie przez wydarzenia twego życia. Żeby Go widzieć i rozumieć, trzeba na Niego patrzeć, słyszeć Go w codziennych spotkaniach.
Bardzo często modlić się to dla ciebie znaczy prosić. Tymczasem modlić się to stanąć bezinteresownie przed Bogiem, mówiąc: „ Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się Imię Twoje (…)”. „ Stracić czas” bezinteresownie w Jego obecności, to uczynić akt wiary, uwielbienia i miłości, a to jest podstawą modlitwy.
Bardzo często modlić się to dla ciebie otrzymywać. Tymczasem modlić się to także ofiarowywać. Ofiarowywać życie świata, swoje życie, samego siebie. Z twojej strony modlitwa ma wartość dzięki wysiłkowi, jakiego wymaga. Ze strony Boga – dzięki działaniu w tobie Ducha Świętego. Niech Twoja modlitwa będzie systematyczna. Bóg jest zawsze obecny, zawsze kocha i czeka.
W miarę jak wzrasta miłość, coraz mniej potrzeba gestów i słów, a coraz więcej milczenia. Twoja modlitwa z czasem także się uprości. Nie będziesz się modlił mniej głęboko, jeżeli przestaniesz na modlitwie mówić. Przeciwnie, lepiej się będziesz modlił, jeżeli chętniej będziesz po prostu patrzył, kochał w milczeniu, słuchał sercem.
„Podczas modlitwy przebywaj w obecności Boga dla dwu zasadniczych powodów.
Po pierwsze, by oddać Bogu cześć i uszanowanie, należne z naszej strony, i można to czynić, gdy Bóg do nas nie mówi i my nie mówimy do Niego, ponieważ powinność tę już spełniamy uznając, że On jest naszym Bogiem, a my zaś nędznymi stworzeniami, które korzą się przed Jego obliczem, nawet gdy do nas nie mówi.
Drugim powodem, dla którego stajemy na modlitwie w obecności Boga, jest to, by mówić do Niego
i słuchać Jego głosu w udzielanych nam natchnieniach i oświeceniach wewnętrznych; zwykle czyni się to z największym upodobaniem, ponieważ wielką jest dla nas łaską mówić do Pana tak wielkiego,
a On w odpowiedzi rozlewa nad nami tysiące balsamów i drogocennych wonności, które napełniają duszę wielką słodyczą, kiedy słucha Jego poleceń.
Święty dar modlitwy spoczywa w prawicy Zbawiciela i w miarę jak ogałacasz się z siebie, to znaczy
z miłości ku swemu ciału i swojej woli, a zakorzeniasz się w świętej pokorze, Pan udzielać go będzie twemu sercu. (FS) „ / Ojciec Pio
Opracowała: B.B.
Bogu potrzebna jest twoja modlitwa. On może dać tylko wtedy, gdy Go poprosisz, bo nieskończenie szanuje twoją wolność. Skarżysz się, że często nie jesteś wysłuchiwany. Odwracasz role. Wymagasz od Boga, żeby spełnił twoją wolę, wykonał twój plan, oddał się tobie na służbę. Modlić się to przeciwnie: prosić Boga, żeby spełniać Jego wolę, wykonać Jego plan, oddać się całkowicie na Jego służbę.
Nic nie jest dość piękne na prezent dla tego, kogo kochasz. Bóg nie może ograniczać podarków do rzeczy ziemskich, ponieważ Jego miłość jest nieskończona. Dlatego, tylko pod takim warunkiem, możesz prosić Boga, żeby wygrać na loterii, zdać egzamin, uzyskać podwyżkę w pracy, gdy dodasz: „Jeżeli sądzisz, Panie, że będę więcej kochał Ciebie i moich bliźnich”. Zaufaj, zawsze ufaj. Jego miłość na pewno odpowie, chociaż byś może inaczej, niż tego oczekiwałeś.
„Modlitwę myślną, czyli medytację można odprawiać według następującej metody: najpierw należy przygotować temat, który pragnie się rozważyć. Nie zawsze musimy posługiwać się w tym celu książką, gdyż przecież każda prawda wiary może być dla duszy chrześcijańskiej przedmiotem medytacji. Chciałbym zauważyć, że dusza winna zwyczajnie rozważać życie, mękę i śmierć Pana naszego Jezusa Chrystusa. Każda chrześcijańska dusza, niezależnie od tego, na jakim etapie drogi do Pana Boga się znajduje, winna o tym pamiętać.
Kiedy już mamy przygotowana materie do rozważania, stawmy się w obecności Bożej, ukarzmy się przed Bogiem, uświadamiając sobie, kim jesteśmy i kogo przedstawiamy. Następnie prośmy Boga o łaskę dobrej modlitwy myślnej, abyśmy z tego rozważania mogli odnieść taki pożytek, jakiego Bóg dla nas pragnie. W końcu powierzmy się wstawiennictwu Matki Bożej, a także całemu dworowi niebieskiemu, byśmy mogli dobrze odprawić rozmyślanie, byli wolni od rozproszeń i pokus.
Skoro to uczynimy, wejdźmy w samo rozważanie, zatrzymując się na tym punkcie, który wcześniej przygotowaliśmy. Rozważmy dobrze cały temat z jego szczegółowymi odniesieniami i następnie przejdźmy do postanowień. Z kolei starajmy się poprawić z tych słabości, które stanowią przeszkodę w zjednoczeniu z Bogiem, a także źródło innych wad i grzechów. Postanówmy ćwiczyć się w takiej, czy innej cnocie i starajmy się o jej utrwalenie. Następnie prośmy Boga o łaski, których potrzebę odczuwamy. Polecajmy Panu wszystkich ludzi, ogólnie bądź konkretnie.Módlmy się o utrwalenie Królestwa Bożego, o rozpowszechnienie wiary, o wywyższenie i triumf naszej świętej Matki Kościoła; módlmy się za żywych i za zmarłych, za niewierzących, za odstępców od wiary, o nawrócenie grzeszników.
Potem ofiarujmy nasze rozważanie i modlitwę, siebie samych i osoby bliskie naszemu sercu. Oddajmy Bogu wszystko, łącząc to z zasługami Pana Jezusa i Jego oraz naszej Matki. To wszystko przedstawmy Bogu przez ręce Matki Bożej, Anioła Stróża, Świętego Józefa i innych świętych.
Na zakończenie zróbmy krótki rachunek sumienia: jak odprawiliśmy rozważanie; przeprośmy za zaniedbania, ukorzmy się przed Bogiem i prośmy o przebaczenie, po-stanawiając poprawę.”
Ojciec Pio (Ep.///, ss.249-251)
Opracowała: B.B.
Wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych
Uczciwszy triumf tych, którzy weszli do chwały Boga (l XI), Kościół w Dzień Zaduszny wspomina dusze, które w czyśćcu, ufne w potęgę modlitwy żywych, a przede wszystkim w moc ofiary mszy świętej, oczekują wybawienia. W Wyznaniu wiary mówimy: „Wierzę w święty Kościół powszechny, świętych obcowanie...". Jako cząstka tej wspólnot jesteśmy zjednoczeni z wierzącymi nie tylko na ziemi, ale i tymi, którzy przebywają już w przyszłym świecie.
Oczywiście, nie tylko 2 listopada Kościół modli się za dusze zmarłych. Nie, oni są wspominani w codziennym memento mszy świętej, lecz u szczególny sposób są wspominani w dniu Wszystkich Świętych Zmarłych. Kościół jest zawsze Matką dla swoich dzieci i chce je brać jakby w objęcia, dlatego modli się za zmarłych, tak jak za żyjących, ponieważ oni również żyją w Bogu. Doprawdy, matczyna miłość Kościoła jest znacznie silniejsza niż śmierć. Co więcej, Kościół wie, że „nic nieczystego do niego nie wejdzie" (Ap 21, 27). Ponadto za szczególne praktyki - modlitwy i dobre uczynki -Kościół ofiaruje cudowny dar odpustów, cząstkowych lub zupełnych, które osoba uzyskująca odpust może ofiarować za dusze w czyśćcu. Odpust jest cząstkowy albo zupełny w zależności od tego, czy od kary doczesnej należnej za grzechy uwalnia w części czy w całości. Odpusty mogą być udzielone żywym lub zmarłym, by mogli być uwolnieni z cierpień czyśćcowych w części lub całkowicie. Jest to bardzo ważne, by ludzie, którzy cierpią z powodu bolesnej straty bliskiej osoby, poddali się woli Boga. Powinni często powtarzać: „O Boże, nie moja, ale Twoja wola niech się stanie". Nasze poddanie się woli Bożej pomnaża w nadzwyczajny sposób okazywaną duszom pomoc.
Wspominanie zmarłych 2 listopada zapoczątkowano we Francji w X w. W klasztorze Cluny mieszkał święty zakonnik, opat benedyktynów Odilo, który miał wielkie nabożeństwo dla Świętych Dusz, do tego stopnia, że wszystkie swoje modlitwy, cierpienia, umartwienia poświęcał w intencji uwolnienia ich z czyśćca.
Jeden z jego braci w zakonie powracał z Ziemi Świętej. Statek, którym płynął, został wyrzucony przez sztorm na wybrzeże Sycylii. Tam spotkał pustelnika, który powiedział mu, że często słyszał płaczące i cierpiące głosy dusz w czyśćcu, dochodzące z jaskini i że również słyszał głosy diabelskie wykrzykujące przeciw opatowi Odilo. Gdy opat Odilo w 998 r. dowiedział się o tym, polecił wszystkim braciom w swoim zakonie uznać 2 listopada za szczególny dzień - dzień modlitw za dusze zmarłych.
Każdego roku Wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych (Dzień Zaduszny) przypada na ten dzień i jest zawsze otoczony jakimś uczuciem tęsknoty za przeszłością, za ukochanymi zmarłymi, których czas i śmierć od nas oddaliły. Możemy zapłakać, widząc samą śmierć, ale możemy otrzeć te łzy na widok nowego życia. Im bardziej czas upływa, tym bardziej nasze serca przyjmują słodycz tej prawdy.
Każdego roku 2 listopada przypominamy sobie wielką prawdę o przemijaniu ziemskich spraw. Wszystko przemija zarówno radości, jak i smutki, przemijają także nasze dni na ziemi. To, co w ziemskim życiu powodowało nasze cierpienia, tam nie będzie istnieć. Nawet cierpienia tego smutnego dnia odejścia z tego świata nie będą nas już wzruszać. Gdybyśmy tylko cierpieli wszystko z miłości do Boga, zyskalibyśmy w zamian więcej spokoju ducha. Wszystko wszak przemija, tylko jedno pozostaje - miłość Boga!
2 listopada kierujemy nasze myśli ku naszym zmarłym. Jeśli oni są w czyśćcu, są uratowani. Już nic im nie grozi. Na pewno musimy się za nich modlić, aby przyspieszyć ich oczyszczenie, lecz oni są już pewni zbawienia. My zaś jesteśmy nadal wędrowcami tutaj na tej ziemi i nie wiemy jak długo ta pielgrzymka potrwa. Niebezpieczeństwa są wielkie. Pismo Święte mówi nam, że nasze życie na ziemi jest polem walki, a my jesteśmy wojownikami i musimy wytrwać w dobrej walce, ponieważ Pan Jezus powiedział „przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie " (Łk 21,26).
W czasie poczęcia, każdy z nas otrzymał coś w rodzaju wizy pobytowej na ziemi. Nie może być ona ani skrócona, ani przedłużona nawet o chwilę. Nikt z nas nie zna długości pobytu wyznaczonego na tej wizie. Ta nieznajomość czasu odejścia z tego świata jest dla nas szczęściem, pozwala nam prowadzić rozsądne i spokojne życie. Dlaczego więc każda śmierć (a szczególnie naszych bliskich) zamiast być znakiem ufnego spotkania z Bogiem, ustalonego przez Niego od wieków, wydaje się nam tragedią? Nieuchronność śmierci powinna przynaglać nas do dobrego przygotowania się na jej przyjście.
Byłoby wielkim błędem powiedzieć sobie: „Oddani się Bogu, kiedy będę stary" i oczekiwać przemiany serca w chwili śmierci. Czyż jest możliwe, by ktoś nagle stawał się zły, jak również by mógł stać się dobry w ułamku sekundy. A pamiętajmy, że śmierć może przyjść nagle. Czy warto więc ryzykować?
Mówi się, że śmierć jest przerażająca. Wydaje się jednak, że nie tak bardzo przeraża nas sama śmierć, ale raczej moment umierania. Jest to więc groza chwili, nie wieczności. W związku z tym rodzi się w nas tak wiele pytań: Jaka będzie ta chwila? Jak długo będzie trwać? Kto będzie mi asystować? Czy będę sam? Gdzie będę: w domu, w drodze, podczas pracy, w czasie modlitwy czy śpiewu? Kiedy mnie zaskoczy?
Ta myśl bycia samemu twarzą w twarz ze śmiercią przeraża nas. Powiedziano, że umieranie jest najtrudniejszą próbą życia, lecz to nie jest prawda. Jest to jedyna rzecz, którą każdy rozpoznaje jak wykonać! Nowo narodzony i stuletni starzec, geniusz i idiota, święty i hultaj. Tak jak przechodziliśmy z niemowlęctwa do dzieciństwa, z dzieciństwa do młodości, z młodości do dojrzałości i tak dalej aż do starości, w ten sam sposób przechodzimy z życia do śmierci.
Widziana w świetle Boga śmierć staje się oczekiwanym z Nim spotkaniem. Nie nastaje zachód słońca, lecz nadchodzi cudowna jutrzenka, zwiastun wiecznego życia z Bogiem. Kiedy serce jest przepełnione Bogiem, śmierć wcale nie przeraża, lecz staje się słodką pieszczotą... pieszczotą Boga, który wita Swoje stworzenie. Tak to jest widziane przez świętych i jest to słuszne, ponieważ godzina śmierci będzie oznaczać, że nasze ziemskie wygnanie jest prawie skończone, a upragniony cel jest blisko. Jedyne co nam pozostaje, to wzywanie do naszej Niebiańskiej Matki: „Święta Matko, Matko Boża, módl się za nami grzesznymi teraz i w godzinie śmierci naszej”.
Kiedy nasze oczy zamkną się na zawsze, a w naszych rękach zostanie umieszczony krzyż, tak jak miecz kiedyś wkładany w dłonie wojownika, ten krzyż będzie złotym młotkiem, którym zapukamy do bram wieczności. Otworzą się one i niewymowna jasność ogarnie nasze oczy, a głos słodszy od jakiejkolwiek melodii powie: „Dobrze, sługo dobry i Wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię, wejdź do radości twego Pana” (Mt 25, 21).
fragment „ Ojciec Pio a dusze czyśćcowe” Alessio Parente
opracowała: B.B.
Modlitwa za dusze w czyśćcu cierpiące
Dusze zmarłych, często zapomniane przez nas, zajmowały szczególne miejsce w życiu Ojca Pio; były stale wspominane w jego codziennych modlitwach i mszach świętych. Pewnego razu podczas rozmowy z kilkoma braćmi, którzy prosili go o szczególne modlitwy w ich intencjach, Ojciec Pio powiedział: „ Więcej dusz zmarłych z czyśćca niż żyjących potrzebuje moich modlitw i wspina się na tę górę, by uczestniczyć w mojej mszy świętej ".
Te słowa Ojca Pio zmuszają nas do zastanowienia się. Przez pięćdziesiąt dwa lata, które spędził w San Giovanni Rotondo, odwiedzało go mnóstwo ludzi, a mimo to powiedział, że jego kontakty z duszami zmarłymi były liczniejsze niż z żyjącymi!.
Oczywiście, dusze te dobrze znały jego serce, które płonęło jak wulkan z miłości do cierpiących. Ojciec Pio pisał: „Kiedy wiem, że jakaś osoba cierpi na duszy lub ciele, to czegóż bym nie zrobił u Pana, aby ją z tego wyzwolić? Chętnie wziąłbym na siebie wszystkie jej utrapienia, byle tylko zobaczyć ją zbawioną. Na jej korzyść zrzekłbym się też wszystkich zasług takiego cierpienia, jeśli tylko Pan Bóg pozwoliłby mi na to". (List 184)
Głęboka miłość Ojca Pio dla bliźnich niemal pozbawiała go sił fizycznych. Pragnął ich zbawienia i szczęścia ponad wszystko i tak bardzo, że jak sam wyznawał: „Jestem szybko porywany, by żyć dla bliźnich i konsekwentnie, aby upajać się i nasycać tymi cierpieniami, na które, nie mogąc się powstrzymywać, narzekam" (List 577). A w Liście 616 pisze: „Jakżeż często, by nie powiedzieć zawsze, muszę z Mojżeszem mówić Bogu - Sędziemu: Albo przebacz temu ludowi, albo mnie wymaż z księgi życia (por. Wj 32, 31-32)". Pamiętajmy, że przez nasze modlitwy i uczynki miłosierne ofiarowane w intencji dusz w czyśćcu cierpiących możemy zmontować dla nich schody prowadzące do Pana Boga.. „Czyń, jak ja czyniłem. Módl się, módl się zawsze za dusze umiłowanych zmarłych ".
W początkowych latach swego pobytu w San Giovanni Rotondo, Ojciec Pio opiekował się kandydatami do stanu kapłańskiego. Często rozmawiał z nimi o udręczeniach i cierpieniach dusz w czyśćcu i o naszym obowiązku pomocy im przez modlitwy, umartwienia i inne chwalebne uczynki. Aby ich zachęcić do modlitw i dobrych uczynków dla Świętych Dusz, Ojciec Pio często opowiadał seminarzystom o swoich osobistych przeżyciach z duszami zmarłych, o tym, że dusze te przychodziły do niego, aby prosić o jego modlitwy.
Pod koniec 1937 r. zmarł ówczesny prowincjał ojciec Bernardo D'Alpicella. Jak było w zwyczaju, wszyscy księża prowincji odprawili trzy msze święte za jego duszę. Pewnej nocy, wkrótce po śmierci ojca Bernardo, Ojciec Pio zakończył modlitwę i zamierzał opuścić chór, by udać się na jedno czy dwugodzinny odpoczynek, lecz zanim to uczynił, zbliżył się do balustrady balkonu i spojrzał z wielką czcią na tabernakulum, aby z miłością pozdrowić Pana Jezusa w towarzystwie aniołów, zanim Go opuści. Kiedy patrzył na tabernakulum, zobaczył – jasno i wyraźnie - świętej pamięci ojca Bernardo dchodzącego od ołtarza Matki Bożej ku zakrystii. Ojciec Pio był świadkiem tego przez trzy kolejne noce, a wielu braci usłyszało o tym od niego samego. Jednym z nich był ojciec Raffaele, współbrat Ojca Pio, który wyraził takie przypuszczenie: „Ojciec Bernardo ukazał się Ojcu Pio, aby podziękować mu za jego modlitwy i dać mu do zrozumienia, że dla uwolnienia jego duszy z czyśćca potrzebnych było znacznie więcej modlitw".
Dusze w czyśćcu są w stanie łaski. Ich zbawienie i zmartwychwstanie ciał do życia wiecznego jest pewnością. Jakże to dla nich radosne przeświadczenie! Ale w nas nie może ono osłabić naszego zainteresowania nimi. Nie możemy stracić z oczu przekonania, że one cierpią, a w naszej mocy jest przynieść im ulgę, a nawet zakończyć ich cierpienie. Jesteśmy częścią Wspólnoty Świętych, więc z całą pewnością musimy im pomagać. Nie zapominajmy o tych Biednych Duszach w naszych codziennych modlitwach, mszach świętych, w naszych drobnych uczynkach i poświęceniu się dla innych. Być może pewnego dnia, już z miejsca radości w niebie, te same dusze będą orędować u Boga za nami i prosić Go, aby wprowadził nas do ich grona.
Na podst.”Ojciec Pio a dusze czyśćcowe” A.Parente
Opracowała: B.B.
Święte Dusze naszymi kochanymi przyjaciółmi
Święte Dusze w czyśćcu są naszymi kochanymi przyjaciółmi i są zawsze chętne pomagać nam w codziennym życiu. Tak wiele łask możemy otrzymać przez ich wstawiennictwo, a one wyczekują na sposobność, by pomóc nam swoimi cierpieniami i orędować za nami u Boga.Ludzie wierzący, którzy zawsze mieli szczególne nabożeństwo do Świętych Dusz i codziennie modlili się o ich uwolnienie, mówią o wielu zdarzeniach, w których ich modlitewna pomoc została stokrotnie odwzajemniona.
Wstawiennictwo dusz czyśćcowych miało w wielu przypadkach niezwykłą skuteczność. Niestety, nie zawsze tego doświadczamy, ponieważ nasze materialne potrzeby wydają się nam znacznie bardziej oczywiste niż duchowe, a więc prawdopodobnie częściej o nie prosimy. Nie zapominajmy jednak, że dusze czyśćcowe troszczą się zwłaszcza o nasze duchowe dobro, tym bardziej, że wiedzą, co znaczy cierpieć męki.
Ci, którzy przeszli do innego świata, wiedzą jak krótkie jest życie i dlatego przebywając na ziemi, musimy starać się czynić wiele dobra zasługującego na niebo. Dlaczego więc nie prosimy o ich pomoc w chwilach pokusy? Dlaczego nie prosimy o ich pomoc w chwilach próby i udręczenia? Jest pewne, że one są gotowe i czekają, by nam pomóc i zostać naszymi najdroższymi przyjaciółmi, jeśli tylko damy im taką sposobność. Jeśli Święte Dusze tak bardzo się o nas troszczą, to o ileż bardziej odnosi się to do naszych ukochanych zmarłych, członków naszych własnych rodzin? Oni są bliżej nas, niż kiedykolwiek przedtem, a ich pomoc jest stała.
Autor książki „O naśladowaniu Chrystusa” wzywa nas, abyśmy zawsze pamiętali o drogich zmarłych przez nasze modlitwy i dobre uczynki. Wiele dobrych uczynków powinniśmy także spełniać dla pożytku naszych własnych dusz, gdy mamy tę szansę w tym życiu. Nie powinniśmy zwracać uwagi na tych, którzy szydzą i śmieją się z nas, mówiąc, że czyściec nie istnieje. Poważnym obowiązkiem z naszej strony jest modlić się za zmarłych krewnych, szczególnie za dusze matki i ojca.
Kiedy zmarła matka świętej Elżbiety Węgierskiej, królowa wypełniała wszystko, co było jej powinnością względem zmarłej, tj. modliła się i spełniała dobre uczynki w intencji tej duszy. Pomimo to, pewnej nocy ukazała się jej matka z bardzo smutną twarzą. Święta Elżbieta, bardzo tym przerażona, zapytała o przyczynę tak wielkiego smutku. W odpowiedzi usłyszała, że jej matka jest w czyśćcu i bardzo potrzebuje jej modlitw. Święta Elżbieta natychmiast uklęknęła i gorąco modliła się za duszę swojej matki. Biczowała się też tak zawzięcie, że padła na ziemię z wyczerpania. Wkrótce matka ukazała się jej ponownie, ale tym razem rozpromieniona i uśmiechnięta. W krótkim czasie została uwolniona z czyśćca. To jej córka przez swoją modlitwę i cierpienie wyjednała jej u Pana Boga uwolnienie.
Oczywiście, naszym obowiązkiem jest także modlić się za tych, którzy są w czyśćcu z powodu naszych grzechów. Często myślimy, że grzech, który popełniamy w ukryciu, nieznany nikomu innemu, dotyczy tylko nas, nie innych. To nie jest prawda. Każdy grzech ma zwykle wpływ na nasz charakter, nasze nastawienie do innych i nasze życie, a tym samym - grzech nigdy nie jest osobisty. Jakaż to odpowiedzialność! Poza tym, kto spośród nas może powiedzieć, że nie popełnił żadnego złego czynu, czy nie wymówił takich słów, które doprowadziły do upadku naszych braci?
Prawdopodobnie odpowiesz, że nie zawsze mamy świadomość, o które dusze tu chodzi. To nie jest ważne! Pan Bóg wie, kim one są a naszym obowiązkiem jest codziennie wspominać je w szczególny sposób, ponieważ być może częściowo na skutek naszych win one cierpią męki czyśćcowe.
Nigdy nie zapominajmy również o duszpasterzach, którzy troszczyli się o nasze dusze - papieżach, biskupach, księżach, którzy udzielali sakramentów świętych. Oni, być może wspólnie z naszymi rodzicami, braćmi, siostrami, żonami czy mężami i dziećmi byli „narzędziami" naszej duchowej przemiany. Modlitewna pamięć należy się także tym wszystkim, którzy zajmowali szczególne miejsce w naszym życiu tutaj na ziemi. Musimy zatem wspomnieć tych naszych przyjaciół i dobrodziejów, którzy w jakikolwiek sposób okazali nam dobro. Wreszcie musimy się modlić za wszystkich w czyśćcu. Jesteśmy do tego zobowiązani, ponieważ z powodu istnienia Wspólnoty Świętych, Święte Dusze w czyśćcu tworzą część wielkiej rodziny. Dlatego nasze cierpienia są ich i odwrotnie. One nas potrzebują ogromnie ze względu na rozmiar i czas trwania swych cierpień. Nieustannie też proszą o naszą jałmużnę miłości. Środki, którymi dysponuje Kościół,są ogromne, więc nie wolno nam o nich zapominać.
fragm.”Ojciec Pio a dusze czyśćcowe”
Alessio Parente
Opracowała: B.B.
Spowiedź adwentowa – przygotowanie do Świąt Bożego Narodzenia
Nie licząc absolutnie wyjątkowych przypadków, ze Stygmatykiem można było porozmawiać jedynie podczas spowiedzi. Byli więc tacy, którzy zapisywali się do spowiedzi nie po to, by się nawrócić, lecz po to, by wyłożyć problemy i potrzeby natury materialnej. Święty Pio wyraził kiedyś Ojcu Pellegrino swój smutek: ”Przychodzą do spowiedzi jedynie po to, by prosić o modlitwę w intencji ich chorób lub interesów. Nie możną tak poniżać spowiedzi świętej!".
Ból grzechów Ojciec definiuje spowiedź jako „ponowne narodzenie, rozpoczęcie na nowo życia z użyciem rozumu, płacząc nad wszystkimi swoimi pomyłkami". Ów „płacz" nie jest niczym innym jak usposobieniem duchowym, które Katechizm Kościoła Katolickiego nazywa skruchą. Pojęcie to oznacza „ból duszy i znienawidzenie popełnionego grzechu z postanowieniem nie grzeszenia w przyszłości” (nr 1451). Zajmuje ona pierwsze miejsce wśród aktów, które penitent winien spełnić, by ponownie żyć w łasce uświęcającej. Wielu świętych okazywało skruchę poprzez łzy, jak choćby Piotr po spotkaniu z Mistrzem - pamiętnej nocy, gdy wcześniej się Go zaparł. Ich świętość objawiała się właśnie w bojaźni i lęku - nie czuli się nigdy bez winy. Dr Franco Lotti mówi nam, że pewnego dnia znalazł Ojca Pio płaczącego w celi. Jej okiennice były przymknięte tak, że Stygmatyk znajdował się w półcieniu. Zapytany o powód cierpienia, powiedział: „Płaczę na myśl o tym, w jakim stanie będę musiał pokazać się Bogu”. „ Zrozumiałeś? Nie martwię się winami, które znam, lecz obawiam się tych, które On postawi przed moimi oczami. Jeżeli jest we mnie jakaś wina, to uklęknę i On mi przebaczy. Lecz czy z powodu tych win, których nie znam, da mi czas bym uklęknął zanim mnie skarze?” i dalej płakał w obecności swojego zakłopotanego syna duchowego. Kto z nas ma tak głęboko rozbudzone sumienie i bojaźń Bożą?
Jak spowiadał Wielu zna Ojca Pio jako spowiednika. On sam również bywał penitentem, bardzo dbał o czystość swojej duszy, był niezwykle surowy w ocenianiu siebie i często przystępował do Sakramentu Pokuty.
O. Pellegrino zaświadcza: „Przygotowując się do spowiedzi długo wzywał Maryję i płakał. Powiedziałem mu, że jest jak dziecko - skoro tylko ubrudzi sobie paluszek, biegnie do mamy, by mu go wyczyściła. „Tak właśnie robię - odpowiedział mi - i tak chcę robić”.
Słowa O. Pellegrino, które pokazują charakterystyczne dla Stygmatyka pragnienie absolutnej czystości - potwierdza O. Eusebio Notte. Pewnego dnia kapłan poprosił młodego współbrata, by wysłuchał jego sakramentalnej spowiedzi. Gdy zakończył wymienianie grzechów, wybuchnął płaczem. O. Eusebio był zaskoczony i zauważył: „Ależ Ojcze, ja nie widzę związku między wyznaniem grzechów, które uczyniłeś, a okazywaniem tak wielkiego bólu”. A Ojciec na to: „Mój synu, grzech nie jest tylko pogwałceniem prawa Bożego. Nie! Grzech jest przede wszystkim zdradą miłości. Wiesz, jak licznymi darami obsypał mnie Pan? A ja jak odpowiedziałem? Jestem największym grzesznikiem tej ziemi!” - i nie ustawał w swoim strapionym płaczu. Choć Ojciec Pio nie wymagał oczywiście od penitentów bolesnego wylewania łez, to chciał jednak, by wyrazili pragnienie radykalnej zmiany życia. Ktoś, kto nie był gotowy prostować swej drogi do doskonałości, a chciał uzyskać rozgrzeszenie, znajdował w nim mur nie do przebicia. Akt wyznania,którego wymagał święty spowiednik, musiał być jasny i szczegółowy, przede wszystkim, jeżeli chodzi o grzechy ciężkie: w tym był wierny wskazaniom Kościoła. Katechizm mówi nam: „Na spowiedzi penitenci powinni wyznać wszystkie grzechy śmiertelne, których są świadomi po dokładnym zbadaniu siebie.”
Jeden z penitentów spowiadał się wyznając, że miał grzeszne myśli przeciw czystości; Ojciec zapytał go: „Ile razy?". On zaś odpowiedział: „Sześć lub siedem". Na to spowiednik: „Siedem to nie to samo co sześć, ponieważ wskazuje jeden grzech śmiertelny więcej”. Gdy penitent nadal nie mógł określić właściwie liczby wykroczeń, Ojciec Pio wyrzucił go.
Pytania spowiednika dotyczyły grzechu w jego istocie i częstotliwości jego popełnienia; zadawał je, by dopełnić rachunek sumienia, który penitent winien był zrobić z gorliwością i sumiennością. Mario Sanci, który w 1946 roku zbliżył się do konfesjonału, by prosić raczej o uzdrowienie ciała niż duszy, otrzymał proste pytanie: „Od jakiego czasu nie spowiadałeś się?”. „Nie pamiętam” - odpowiedział, wykazując ewidentny brak przygotowania. Święty spowiednik zamilkł na chwilę, a następnie kontynuował: „ Chodzisz na Mszę?”
- Nie byłem dziesięć czy dwadzieścia razy.
- Chłopie, po cyfrze dziesięć jest jedenaście, a nie dwadzieścia. Wynoś się stąd.
- Mogę wrócić?.
- Tak, ale musisz zrobić dobry rachunek sumienia.”.
Jak wygląda moje przygotowanie do Sakramentu Pokuty..?
Opracowała: B.B
Boże Narodzenie Ojca Pio
"Narodził się na świecie nasz Zbawiciel"!
Kolejny rok słyszymy w naszych Kościołach tę wiadomość, która - mimo upływu stuleci - zachowuje niezmienną świeżość. Jest to wiadomość z nieba, wzywająca nas, byśmy się nie lękali, gdyż pojawiła się "Radość wielka, która będzie udziałem całego narodu" (Łk 2,10).
Jest to przesłanie nadziei, głosi bowiem, że owej nocy ponad dwa tysiące lat temu: "W mieście Dawida narodził się Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan" (Łk2,11). Wówczas pasterzom koczującym na wzgórzu betlejemskim - dziś nam, wszystkim mieszkańcom naszego świata, Anioł Bożego Narodzenia powtarza: "Narodził się Zbawiciel; narodził się dla was! Chodźcie, chodźcie, oddajcie Mu pokłon".
Pewnego roku przed celą Ojca Pio zebrali się bracia, a On - wzruszony takim zaszczytem, niósł Boże Dziecię do szopki i złożył Je na sianie. To wydarzenie opisuje w jednym ze swoich listów:
"Boże Dziecię niech sprawi, byś mógł odczuć i przeżyć wszystkie te święte wzruszenia, których pozwolił mi doświadczyć owej błogosławionej nocy, gdy był złożony w ubożuchnym żłóbku. O Boże, nie potrafię wyrazić i opisać tego wszystkiego, co przeżyłem w moim sercu owej najszczęśliwszej nocy. Czułem, że moje serce przepełniało się świętą miłością do naszego Boga, który stał się człowiekiem. Noc ducha trwała jeszcze dalej, ale powiem szczerze, że wśród tej nieprzeniknionej nocy odczułem ogromne nasycenie duchowe. Naprawdę nie potrafię opowiedzieć wszystkiego, co przeżyłem owej nocy, którą spędziłem na kolanach i bez zmrużenia oka. Niech Bóg raczy wysłuchać moich próśb, które nieustannie wypowiadam będąc przed betlejemską szopką" (Ep. I s.981-982).
"Dzieciątko z Betlejem niech zawsze kształtuje Twoje serce, napełniając je wszelkimi niebiańskimi charyzmatami. Na Święta Dzieciątka Jezus moje życzenie jest takie, aby Twoje serce mogło być kołyską upiększoną kwiatami, gdzie Ono może odpocząć bez najmniejszej niewygody i nie słyszeć echa tych słów: Wyszedłem od Ojca i przyszedłem na świat.
Niech Dzieciątko Jezus zawsze stajenka niech rozbłyska coraz to nowym blaskiem przed Twymi oczyma, a Jego Boska miłość niech rozpala Cię coraz większą miłością ku Niemu, niech całkowicie Cię przemieni i pozwoli spokojnie spocząć w objęciach Boskiego miłosierdzia ”.
(Epist.IV,s.843)
O.Pio
Opracowała: B.B
Powołani do miłości w rodzinie
„Miłość nie cierpi zwłoki. Trzej Królowie, zaledwie przybyli do Jezusa, nie szczędzili trudu by Go poznać i pokochać Tego, który mocą łaski Bożej zdobył ich serca i obdarzył taką miłością, która chce się poświęcać. Serce ludzkie w swych małych granicach nie może pomieścić wypełniającej je łaski i pragnie dzielić się nią z innymi” (Epist.IV, s.887)/ O.Pio
Spędziliśmy Święta w gronie rodziny i przyjaciół. Często przemierzyliśmy setki kilometrów aby zasiąść przy wspólnym stole, aby być blisko, usłyszeć i powiedzieć ciepłe słowa, swoją obecnością dać dowód swojej miłości i przywiązania. Wzorem Rodziny z Nazaretu pragnęliśmy przeżyć je w zgodzie i miłości. Rodzina - tyle ciepłych słów kryje się w tym słowie, ale czy zawsze tak jest? Niestety, nie. Bywa, iż w naszych rodzinach brakuje Boga i miłości. Konsekwencje przycho-dzą zawsze, wcześniej, czy później.
Jaka była rodzina Świętego Ojca Pio? Ojciec Pio pamiętał doskonale, że jego rodzice modlili się. Rozpoczynali i kończyli dzień modlitwą Ich praca była utkana modlitwą, dzień był przepełniony modlitwą – a myśli uniesione ku Bogu, tak,iż można powiedzieć, że kontemplowali w sercu i w myśli miłość Boga i Jego zatroskanie o człowieka. Rozpoczynając siew zboża, czy zbierając plony, kreślili znak krzyża błogosławiąc każdą chwilę swojej pracy. Matka Ojca Pio żyła modlitwą. Gdy jej mąż wyruszał za chlebem, za morze, pozostawała sama obciążona liczną rodziną, którą miała wyżywić i wychować przykładem swojego życia. Wtedy tak wiele potrzeba jej było nadziei, budowanej na zawierzeniu Bogu. Tylko w ten sposób mogła zrealizować siebie i swoje powołanie bycia dobrą matką. To w domu rodzinnym Ojciec Pio uczył się jak ważna jest kromka chleba dana ubogiemu, jak istotna jest wyciągnięta pomocna dłoń i stała życzliwa pamięć o znajdującym się w potrzebie człowieku.
Św. Jan Apostoł przypomina: (list J3,17): „Jeśliby ktoś posiadał majętność tego świata i widział, że brat jego cierpi niedostatek, a zamknął przed nim swe serce, jak może trwać w nim miłość Boga?” Dlatego Grupom Modlitwy powierzył Ojciec Pio opiekę nad Domem Ulgi w Cierpieniu. Z kolei do lekarzy z Domu Ulgi powiedział: „Nie wierzę, że lekarstwa przydadzą się na cokolwiek, jeżeli do łóżka chorego nie przyniesiecie miłości”. Dlatego według Ojca Pio tak ważna była (a dla nas na jest dzisiaj) modlitwa połączona z czynem. Aby kochać cierpiącego, chorego, osamotnionego, trzeba w nim widzieć Jezusa opuszczonego, samotnego, cierpiącego. Aby tym wymaganiom sprostać, trzeba prowadzić dialog z Bogiem. Ale aby ten dialog był pełny, to winien dokonywać się we wspólnocie. Tak jak Apostołowie i pierwsi ludzie Kościoła gromadzili się na modlitwę i agapę, tak proponował Ojciec Pio swoim dzieciom duchowym - ucztę dla duszy i dla ciała: modlitwę i agapę, które miały uczyć miłości. Ale zgromadzeni na modlitwie winni całe swoje życie przemieniać według ewangelicznego wzorca jaki pozostawił nam nasz nauczyciel - sam Jezus Chrystus. A tym wzorcem jest słowo kierowane w modlitwie ku niebu i kromka chleba wyciągnięta ku potrzebującemu.
Z pokolenia na pokolenie trwa formacja i wychowanie. Dobrzy rodzice wychowują dobre dzieci. Dobre dzieci wychowują dobrych wnuków... Tak trwa od wieków. To tylko rodzice, którzy nie są dobrzy, którzy nie widzą własnych błędów i pomyłek, a którzy potykają się w działaniu wychowawczym szukają usprawiedliwienia w tak zwanym wydarzeniu losowym. Bywa również, że: „Jednej matki nierówne dziatki’... Jednak w przypadku każdego człowieka, rodzice są ważnym ogniwem w procesie formacyjnym człowieka - własnego dziecka. To oni kształtują je w kierunku podejmowania odpowiedzialnych decyzji, w przypadku dokonywania wyboru drogi życia i otwierania się na tajemnicze plany Boga wobec niego. To dom rodzinny jest podstawową szkołą, w której kształtujemy siebie według wzorca wszczepionego w serce, intelekt i sumienie rodziców.To w domu rodzinnym Bóg wykorzystuje rodziców, którzy są dla dziecka pierwszymi nauczycielami przez postawę człowieka wiary.
Być uczniem Jezusa, być dobrym uczniem, to być najpierw dobrym uczniem w tej podstawowej szkole- rodzinie - w której najpierw rodzice są uczniami, a potem stają się - wpatrując w Jezusa - nauczycielami wiary swoich dzieci.
Opracowała: B.B.
Wartość czasu...
Refleksje u progu Nowego Roku
Czas biegnie zupełnie niezależnie od nas: nie możemy go zatrzymać, zwolnić ani przyspieszyć. Nie możemy go cofnąć ani wyprzedzić, omijając niechciane wydarzenia. Wobec upływu czasu stajemy bezradni, niezdolni jakkolwiek nań wpływać czy modyfikować jego naturę.
Żyjemy zanurzeni w czasie. Rzadko jednak uświadamiamy sobie prawdę, że czas ma wartość głęboko religijną, że jest wymiarem daru życia, jaki otrzymaliśmy od Boga, że lata, dni, godziny wyznaczają - od narodzin do śmierci - czasoprzestrzeń naszego spotkania ze Stwórcą.
Ten wymiar czasowy naszej drogi do Boga pociąga za sobą specyficzne konsekwencje. Nie ma w naszym życiu wyborów neutralnych. Żadna decyzja nie uchroni nas przed odpowiedzialnością za lepiej lub gorzej wykorzystany czy też zupełnie zmarnowany czas. W szkole świętych, w szkole Ojca Pio, możemy uczyć się tej jakże ważnej wrażliwości:
„Ach! Jakże cenną wartością jest czas! Szczęśliwi ci, którzy potrafią go dobrze wykorzystać, ponieważ w dniu Sqdu wszyscy będą musieli ściśle zdać z niego sprawę przed Najwyższym Sędzią. Ach! Gdyby wszyscy mogli zrozumieć, jak wielką wartością jest czas, to na pewno każdy zdobywałby się na ogromny wysiłek, aby go wykorzystywać w sposób godny pochwały!”
Te słowa świętego Stygmatyka podkreślają ważność zrozumienia tajemnicy czasu - daru od Boga, z którego każdy człowiek będzie rozliczony w dniu Sądu. Wyrażają także, zrodzone z doświadczenia, przekonanie o wielkiej niefrasobliwości, z jaką ludzie podchodzą do czasu. Jego marnotrawstwo bierze się z braku odniesienia przemijania do Tego, który czas stworzył i oddał człowiekowi niejako w depozyt. Choć na pierwszy rzut oka kluczem do zrozumienia wartości czasu jest dla Ojca Pio moment Sądu Ostatecznego, to jednak dające się zauważyć emocjonalne zaangażowanie Świętego wskazuje, że w podejściu do czasu, obok wychowawczego odniesienia do Chrystusa Sędziego, pierwszoplanową rolę odgrywa miłość, która „nie cierpi zwlekania". A zatem chrześcijanin winien cenić czas i chcieć jak najlepiej go wykorzystywać przede wszystkim z miłości do Tego, którego ma spotkać u kresu swych dni, a nie z lęku przed sądem. Ojciec Pio, mówiąc o czasie, bardzo mocno podkreśla wagę wykorzystania każdej nadarzającej się chwili do czynienia dobra:
„Kto ma czas, ten niech go nie traci i nie czeka na chwilę dogodną. Nie odkładajmy do jutra tego, co możemy zrobić dzisiaj. Powiedzeniem: „Zrobię to później" wybrukowany jest przedsionek piekła... a zresztą, któż może nas zapewnić, że jeszcze jutro żyć będziemy? Weźmy się zatem do pracy i zacznijmy gromadzić duchowe skarby, ponieważ tylko ten czas, który ucieka, jest naszą własnością.”
Ojciec Pio z pokorą podchodzi do czasu. Nadużyciem jest dla niego przekładanie na później dobra, które możemy spełnić w aktualnie przeżywanym momencie. Czas przyszły, lekkomyślnie obarczony odłożonymi „na później” obowiązkami, nie należy przecież do nas. Prawdziwie nasza jest tylko ta chwila, którą właśnie dysponujemy i to z niej będziemy rozliczani. „ Nie odkładajmy z chwili na chwilę tego, co winniśmy czynić, bo następna chwila nie jest jeszcze naszą własnością.”
Postawa pokornego uszanowania daru czasu, której uczymy się od Ojca Pio, sprawia, że mimo presji biegnących sekund i dni, nasze serce pozostaje spokojne. Każde nasze „dziś”, świadomie przeżyte i zanurzone w Bogu, nie ulatuje bowiem w próżnię, ale zapisuje się w księdze życia. Dobrze wykorzystane chwile odnajdziemy jako „nasze”, gdy staniemy przed Miłosiernym Sędzią.
/ Tomasz Duszyc OFMCap
Jak wykorzystuję czas, który dał mi Pan dziś ? Ile jest w nim modlitwy, miłości i radości..?
Opracowała: B.B.
Powołani do miłości Kościoła
Kościół to wyjątkowy dom – zaprojektowany w Bożym sercu, dom, którego kamieniem węgielnym jest sam JEZUS. Kościół to dom aniołów i świętych, to dom naszych przodków, którzy odeszli już do wieczności. Kościół to nasz dom, to nasza rodzina od chwili chrztu, to świątynia budowana na całe życie wieczne. Kościół to wyjątkowy dar zrodzony i wypieszczony w Jezusowym Sercu. W jednym ze swoich listów Ojciec Pio pisał: „Po miłości do Pana naszego Jezusa Chrystusa zalecam ci taką samą miłość do Kościoła, który jest Jego Oblubienicą (...)Stokroć razy na dzień dziękuj Bogu,że jesteś dzieckiem Kościoła, tak jak to czyniło wielu świętych naszych braci i sióstr, którzy żyli przed nami
i szli tą samą szczęśliwą drogą”.
Był wieczór 9 czerwca 1931 roku. Do klasztoru kapucyńskiego w San Giovanni Rotondo, w którym od piętnastu lat przebywał Ojciec Pio, dotarło pocztą pismo, wydane przez Kongregację Świętego Ofi-cjum z datą 23 maja tegoż roku nakładające na Ojca Pio surowe restrykcje, którym on i inne osoby powinny bezwzględnie się podporządkować.
Święte Oficjum zakazywało mu rozdawania obrazków z napisami lub autografami na odwrocie. Zakazywano mu też pokazywania stygmatów na rękach i co więcej: nakazano mu je zakrywać. Posłuszny temu nakazowi energicznie odrzucał wszystkich ciekawskich, nawet kapłanów i zakonników, którzy powoływali się na pozwolenie ojca Gwardiana, nie wykluczając lekarzy. Zakazano mu też kontaktów i korespondencji z Ojcem duchownym. Spośród wyżej wymienionych zarządzeń jedno było najcięższe. Ojciec Pio został pozbawiony prawa do sprawowania wszystkich funkcji kapłańskich z wyjątkiem odprawiania Mszy świętej i to wyłącznie prywatnie w kaplicy klasztornej, bez uczestnictwa jakiejkolwiek osoby. Gdy usłyszał odczytany mu tekst Dekretu powiedział:
„Niech się dzieje wola Boża”. Spojrzał ku górze w milczeniu przymknął oczy, a następnie skinął głowa na znak zgody na wszystko. Przyznacie - bardzo bolą prześladowania od wrogów, ale prześladowania ze strony przyjaciół,to rzecz o wiele bardziej przykra. Nasz Patron przeżył wielokroć odrzucenie, odłączenie,odsunięcie. Dziwne, że przy tym wszystkim nie skarżył się, nie złorzeczył, ale w sposób wytrwały spełniał swoje ciche posłannictwo, modlił się i wielbił Boga. On niemal bezustannie deklarował posłuszeństwo wobec Stolicy Apostolskiej mówiąc: „Ich głos jest dla mnie głosem samego Boga i chcę być wierny do samej śmierci. Z pomocą Bożą będę posłuszny i podporządkuję się każdemu poleceniu, choćby nie wiem jak ciężkiemu". Wielokrotnie powtarzał: „Dla mnie po Jezusie najważniejszy jest papież, dlatego staram się być we wszystkim posłuszny Kościołowi".
Analizując przykrości, jakie spotykały Ojca Pio, czy to od władz zakonnych czy kościelnych, można by sądzić, że będzie on uważał się za niesprawiedliwie prześladowanego cierpiętnika.
Było jednak zupełnie inaczej. Kłopotów wcale nie przeżywał w sposób tragiczny. Owszem, po ludzku było mu przykro, że nie rozumiano jego posłannictwa, ale nigdy nie ustawał w miłości Kościoła. Wymownym potwierdzeniem tego są słowa, jakie swoim penitentom stale powtarzał: „Kochaj Kościół, bądź przytulony do Kościoła. Pouczał wszystkich, którzy się do niego zwracali: „Kościół jest twoją matką, tu jesteś ochrzczony, ceń Kościół, kochaj, szanuj i broń Kościoła!".
Takie właśnie przesłanie pozostawił nam, swym duchowym dzieciom nasz Patron święty Ojciec Pio. Kochaj, szanuj i broń Kościoła zwłaszcza dziś Siostro i Bracie, kiedy w działanie przeciwko Kościołowi angażują się przeróżne środowiska, dla których Kościół jest przeszkodą w drodze do Europy zlaicyzowanej, wypranej z wartości chrześcijańskich. Kochaj, szanuj i broń Kościoła, dziś, kiedy do świadomości wielu odbiorców polskojęzycznych mediów wsącza się niezwykle sugestywny pogląd, że Kościołowi w Polsce prawie nic się nie udaje. Liberalne media posłusznie realizują opracowany wcześniej scenariusz walki z Kościołem, co staje się tym łatwiejsze, że ponad 70 % pracujących tam dziennikarzy wykazuje nieżyczliwy stosunek do Kościoła. Kochaj, szanuj i broń Kościoła dziś, kiedy mamy tak wielu „ale katolików”. „Katolicy ale” - to środowisko próbujące rozbić Kościół od wewnątrz.
Kochaj, szanuj i broń Kościoła dziś,kiedy tak wiele krytyki pod jego adresem. Faktem jest, że do tego Bożego ogrodu, jakim jest Kościół zaglądają wszyscy. Wielu jednak widzi w nim tylko chwasty. Widzą po prostu tylko to, co chcą widzieć i słyszeć. O księżach źle się mówi, źle się pisze, źle przedstawia się w filmach. Prezentuje się ochoczo postawy tych, którzy są smutnymi wyjątkami wśród rzeszy ciężko pracujących kapłanów, wiernych Bogu i ludziom. Kościół bywa utożsamiany z księżmi: biskupami, proboszczami, wikariuszami. Za nich zbiera pochwały lub nagany. A przecież Kościół to także my, katolicy, którzy różnie żyjemy i postępujemy. Kochaj więc, szanuj i broń Kościoła - do tego jesteś powołana, powołany.
Kochaj, szanuj i broń Kościoła i niech cię nie dziwią, niech cię nie gorszą plamy na tym wymarzonym i kierowanym przez Jezusa Kościele. Nie można zapominać, że Jezus swój Kościół i poniekąd samego siebie, wydał w ręce ludzkie, a co się w nasze dłonie dostaje, ulega łatwo skażeniu, jak dotknięte brudnymi palcami owoce. Wszystko, co złe w Kościele jest nasze, bo weszliśmy w chwili chrztu do niego niewinni, a dziś niekoniecznie nimi jesteśmy. Wszystko, co Jezusowe zawsze pozostaje święte i czyste, jak niebo samo w sobie, choćby było skryte za burymi zwałami chmur.
Francuski pisarz Bernanos napisał: „Nie wyżyłbym pięciu minut poza Kościołem, a jeśliby mnie z niego wyrzucono, powróciłbym zaraz, boso, ze sznurem na szyi, godząc się na wszelkie nałożone mi pokuty... Czuję się w Kościele, jak u siebie". Pamiętajmy! Jesteśmy w Kościele u siebie i tak mamy się czuć, dlatego kochajmy, szanujmy i brońmy Kościoła, gdyż, jak powiedział święty Cyprian:” Nie można mieć Boga za Ojca, jeśli nie ma się Kościoła za matkę.” Kochajmy, szanujmy i brońmy Kościoła, gdyż Kościół jest umiłowanym dziełem Chrystusa, dziełem przez które dociera do nas zbawienie. Poza Kościołem nie ma bowiem zbawienia. Każdy, kto się zbawia, zbawia się przez przynależność do Kościoła.
Kochajmy, szanujmy i brońmy Kościoła angażując się w jego dzieło i w jego sprawy, również tego Kościoła, jakim jest diecezja, jakim jest parafia. Pomyślmy: czy współtworzymy swoją parafię, czy też jesteśmy tylko jej klientami? Niech obca będzie nam postawa kibica, który stoi z boku i tylko krytykuje. Kochajmy, szanujmy i brońmy Kościoła pamiętając każdego dnia o nim w modlitwie. To nasz święty obowiązek, gdyż Grupy Ojca Pio zostały przez niego założone po to, aby modlić się w Kościele, z Kościołem i za Kościół. Zapamiętajmy słowa, jakie sługa Boży Jan Paweł II wypowiedział do nas w Częstochowie w 1997 roku: „Miłujcie Kościół! Nadeszła godzina, aby miłować Kościół sercem gorącym i nowym. Wady i słabości ludzi Kościoła powinny przyczyniać się do wzrostu miłości w sercu tego, kto chce być żywym, zdrowym i cierpliwym członkiem Kościoła".
Miłować Kościół - to znaczy cenić go sobie, być szczęśliwym, że się doń należy, być mu odważnie wiernym, słuchać go, ofiarnie mu służyć i z radością wspomagać go w trudnej misji, jaką wypełnia.
Ks. Andrzej Liszka
Opracowała: B.B.